2008-04-07 09:58:45 Polskie drogi, czyli... ...zjeżdżając z utartych ścieżek
Wybierając sie i planując samochodową podróż starannie unikam dróg krajowych...
Może to z powodu mojej
niemal patologicznej awersji do "czerwonego"? ;))))
O ile mogę wybieram drogi oznaczone w atlasach samochodowych jako "żółte". Jak one są
oznaczone na GPS-ach, nie wiem. Może to dziwne, ale jako "żeglarz starej daty" jakos nie mogę sie przekonać do wszelkiego rodzaju GPS-ów. Raz
skorzystałem i... dziękuję bardzo...
Zdecydowanie bardziej ufam mapom i własnej umiejętności nawigacji.
Te drogi wbrew pozorom wcale nie
są takie złe, a z pewnością są mniej uczęszczane niż krajówki. Wczoraj, niemal całą trasę z Gdańska do Poznania (i powrotną) pokonałem "żółtymi", na
"czerwoną" wyskoczyłem dopiero w Gnieźnie i od razu tego pożałowałem...
Cóż, my Polacy, nie umiemy jeździć w kolumnie, wszyscy wolimy "po
swojemu". Sprowadzało sie to do tego, ze zamiast jechać ładnie "jak Pan Bóg przykazał" co chwilę byłem wyprzedzany, przez jakiegoś "kamikadze",
któremu się gdzieś bardzo spieszyło (nie wiem po co, i tak większość z nich dogoniłem przy obwodnicy Poznania), lub sam musiałem wyprzedzać jekeigoś
"zawalidrogę" dla którego optymalną prędokością poza miastem była prędkość 70 km/h
A drogi
wojewódzkie...
Puściutkie...
Proste...
W miarę gładkie...
I ciekawsze, bo takich widoków nie ma wzdłóż krajowych...
Wiem,
teraz być może "robię sobie pod górkę" zdradzając własne metody podróżowania, ale jestem przekonany, ze i tak niewiele osób mi
uwierzy...
Zasadniczo jesteśmy leniwi...
Lubimy na wiarę przyjmować "prawdy objawione przez ekspertów". Krajowe są lepsze więc jeździmy
krajowymi, bo tak powiedział "wujawładkakońiabrat"...
Zawsze jest na kogo zrzucić odpowiedzialność za porażkę...
A własne
eksperymenty?
Cóż, strach je przeprowadzać, bo trzeba wziąć za nie odpowiedzialność...
| |