2009-05-21 09:42:08 Psiejsko czarodziejsko hadziajsko Psy na wsi są jak misterna konstrukcja z kostek domina.
Wystarczy, że jeden szczeknie. I oto się zaczyna. Co tam u was panie dzieju? azali jakieś
nowe wieści? że co? kto was pieścił? ależ cóż wy mówicie? ależ dalibóg, jak to możliwe? no jak? How? hau, hau, hau…? i za chwilę cała wieś ujada
i wyje. Największy zaś udział w tej dyskusji ma oczywiście mój kudłaty sąsiad zza miedzy. Tak. Większego oratora ziemia nie nosiła. Siedzi ten
burek-gburek na balkonie, niby w loży komentatorów, i całą noc czujnie czeka na jakikolwiek zew z głębi wsi. A jak go już raz posłyszy. KONIEC. Dla
mnie koniec. Bo on, ten wypierdek mały, ten krasomówca cholerny, ten… niech-go-pchły-żywcem-zeżrą: tusz! Chwyta byka za rogi, nabiera rozpędu
i, dawaj!, ozór w dyskursie rozpuszczać! A własna oracja tak go wciąga, tak pochłania bez reszty, że po godzinnym popisie elokwencji, nawet nie
zauważa, że koledzy przestali mu odpowiadać (a oni ani myślą silić się na tworzenie pozorów tego, że słuchają). Aaaaaa kotki dwa…wszystkie psy
pogrążone są we śnie, a ten jeden tylko nie
– ten, co mieszka obok mnie.
Dziękuję.
Dziś gawędę rozpoczął o drugiej nad
ranem,
więc ostrzę siekierę i lufę wyciorem czyszczę.
Jakieś pytania?
| |