2009-05-06 09:55:12 PRZETRWAĆ, CZY PRZEŻYĆ? Czuję się dzisiaj wreszcie wypoczęty. Mam wolne, więc wiadomo co zaraz zrobię - wsiądę na rower. Trzydniowa przerwa była mi niezbędna. Przy okazji
ostatniego wyścigu ominęły mnie imieniny dziadka. Świadomie wybrałem rower. Zresztą czego bym nie wybrał i tak byłbym wykończony przez trzy dni. Jadąc
na wyścig postawiłem chyba tylko na nieco zdrowszą formę utraty zdrowia, niż imieninowe dyskusje o świńskiej grypie do wtóru z "no, to po jednym",
"żeby nam się", "rybka lubi pływać", "synek, widziałem, nie kombinuj, pij po całym", itd. Rany, ile ja wyścigów przerżnąłem przez te treningi z
dziadkiem! To dobry trener, ale dla sprinterów, a nie wytrzymałościowców. A i drożdże słuchają go jak mało kogo. Cóż, w tym sezonie będę niestety
unikał jego eliksirów, ponieważ postanowiłem - dość nieoczekiwanie zresztą - znacznie zwiększyć swój kilometraż treningowo-wyścigowy, że szkodą dla
litrażu. Jak rzekłem wcześniej, jest to zdrowsza forma utraty zdrowia. A za oknem zimniej coś dzisiaj. Widzę przez okno sąsiadkę z pieskiem. Wczoraj
była w bluzeczce, dzisiaj jej eksplodujące jestestwo skrywa sweterek. Piesek jak zwykle na golasa, i tu bez zmian. Ona zawsze staje tyłem do naszych
okien. Ciekawe dlaczego? Przepraszam bardzo, ale ona przecież wyjątkowo nie ma się czego wstydzić. Wręcz przeciwnie! Chyba, że w tym czasie pali
papierosa. Ale co z dymem? Byłoby go widać. Połyka? E, chyba nie! Może więc robi głupie miny? To już bardziej. Ale w jakim celu? Widocznie każdy ma
jakieś swoje oryginalne, lub mniej, skrzywienia. Ja mam takie, ów inne. Gdybym teraz szybko się ubrał i zszedł, może spotkałbym ją przy windzie. I
spytał. Nie, nie dałbym rady. Znowu pewnie bym się zabełkotał i po raz pięćdziesiąty szósty w swej karierze sąsiada, powiedział: - śliczny piesek! - W
mordę, ale żenada! Normalnie "człowiek dżungla"! Dwadzieścia osobowości w jednym ciele, z czego dziewiętnaście niekontrolowanych zbyt ściśle. Dobrze,
że kiedyś kupiłem sobie rower, a nie lornetkę i peryskop. Idę. Póki nie pada. Dwa, trzy podjazdy, i zapomnę o tych zawiłościach porannej duszy. Potem
wrócę do domu - żonka, dzieci - tak, dla nich warto żyć!
| |