2009-04-23 09:49:46 PYKACZ Nie mogłem dziś porządnie zasnąć. Przysypiałem tylko, a po głowie chodziły mi przeróżne chochliki podpowiadające jakie dobrać opony na wyścig, albo
który wielotryb zastosować. Żaden mnie nie przekonał, wręcz przeciwnie - zamieszali mi w głowie, że hej! Jeden nawet mnie dusił, obudziłem się
gwałtownie i okazało się, że to tylko zatkało mi nos mazią z głupich myśli. Kompletne wariactwo - ja, stary chłop, wiercę się w łóżku jak młody
niewprawny żonkoś podczas nocy poślubnej. Identyczne chochliki, choć obznajomione w innym temacie, te same siódme poty i nerwówka, i te same
nonsensowne pytania, a pierwsze z nich: czy się uda? Mogę powiedzieć, bez fałszywej skromności, że wtedy się udało, chociaż do końca nie wiedziałem,
że to, to tylko to. Teraz jednakże będzie chyba trudniej. Przeszkody zdają się być większe, doliny głębsze, a wzgórki znacznie trudniejsze do
pokonania. Tym bardziej, że zestaw narzędzi jest bardziej skomplikowany technicznie, niż poprzednio. Tym razem przynajmniej nie mam za wiele do
stracenia. Wtedy mogłem stracić chyba nawet wszystko - chwałę, godność i nazwisko! - (przepraszam za ten drętwy rym). Zatem linki napięte, ciśnienie w
kołach sprawdzone. Ale które z tych kół założyć. Te szybkościowe, czy te do brnięcia? Z nerwów co chwilę przyciskam spację nosem. Nic nie pomaga.
Żonka jest w domu. Włączyła pralkę. Pyta, co w niej tak pyka? - (znów rym bezwiedny!). Nie odpowiadam, bo nie wiem. Zresztą, jasna cholera, nie teraz!
Ja dobieram bieżnik, a jej pyka. Wczoraj też pykało? No to niech sobie popyka jeszcze ze trzy dni, może dojdę do siebie i coś poradzę. W końcu nie ma
takiej rury na świecie, której nie można odetkać! W żołądku czuję wczorajszą kaszankę od babci. Miałem nie jeść, ale ją kocham i nie miałem serca jej
odmówić. Teraz bulgoczą mi jakieś kwasy i odczuwam ostre wiraże. Kawa spotęgowała moje napięcie i fizjologiczne objawy. Z kuchni padło pytanie, czy
wyjąłem łyżwy z bagażnika. Przypominam sobie tę pierwszą wspomnianą noc i zadaję sobie pytanie, czy naprawdę aż tak wiele bym stracił? Łyżew nie
wyjąłem, fakt. W pobliskim Nałęczowie mają lodowisko teflonowe, ale nie chce mi się dyskutować i objaśniać, jak można po tym jeździć. - Słyszysz jak
pyka? - Słyszę, jak pragnę zdrowia, naprawdę słyszę, kochanie! A ty nie wiesz może jaki bieżnik? Nie wiesz? Zdziwiona, że to na oponie to bieżnik.
Myślała, że klocki. Chyba lego! I podobno ja to kiedyś powiedziałem. Mogło tak być, nie przeczę, ale po jakimś śródleśnym kolarskim ognisku
integracyjno-taktycznym. No dobrze, kończę już. Muszę sobie znaleźć jakąś robotę i zaistnieć w obowiązkach domowych. Na początek zapytam małżonki, czy
może jednak wcześniej byśmy... - O, widzisz? Znowu pyka! - Poddaję się. Zajmę się pykaczem.
| |