2009-04-17 21:21:51 ZEZEM Święta upłynęły błogo i spokojnie. Byłem grzeczny, nie przejadłem się i nie przepiłem. Za to wczoraj troszeczkę się skotłowałem i z dzisiejszego
treningu nici. Na ciele nie bolały mnie chyba tylko włosy. Suszenie umiarkowane, ale i tak nie było po co wsiadać na rower, bo serduszko by chyba tego
nie zniosło. Snułem się więc cały dzień, z trudem przełykając powietrze. Przytakiwałem na wszystko, nie mając siły na dyskusje. Dzieci miały przez to
luz i brzuchy pełne słodyczy. Na szczęście moja ukochana małżonka uznała mój stan psycho-fizyczny za wystarczającą karę i nie próbowała mnie dobić.
Chociaż był moment, kiedy szczerze tego żałowałem. Ale trzeba o tym jak najszybciej zapomnieć. Jutro będzie pora na wnioski i należy coś postanowić.
Postanowienie musi być mocne. Bez przesady jednak, żeby się przypadkiem za bardzo nie skrzywdzić. Na początek odmówiłem sobie udziału w dzisiejszym
kolarskim ognisku. Te ogniska kojarzą mi się zresztą bardziej z morderczymi podjazdami na Tour de France, niż z wypoczynkiem. W dzisiejszym stanie nie
była to więc dla mnie jakaś szczególnie trudna decyzja. Na wszelki wypadek wyłączyłem jednak telefon, by co poniektórzy kolarze w chwilach
kiełbasianego uniesienia nie zechcieli mnie budzić około drugiej w nocy, pytając: - Kurde, chłopuś, czego cię nie ma? - A teraz, na wieczór, trzeba
dzieciom coś poczytać - jak zawsze, zresztą. Chyba weźmiemy Puchatka. Dzisiaj wyjątkowo pasuje do mnie ta postać, bo ma identyczną sieczkę w głowie
jak ja obecnie. Tyle, że on permanentnie, a ja okresowo - jak mniemam! Gębę ogolę rano. I od jutra NOWE ŻYCIE!
| |