2009-04-01 23:17:15 RACHUNEK ...kilometrów z zeszłego roku byłby pokaźny.Wszystko w granicach ukochanej Polski, nie licząc tych niewielu pokonanych po ziemi naszych południowych
sąsiadów, czyli Czechów i Słowaków. Większość z tych kilometrów przejechałem na rowerze, ale też podróżowałem pociągiem i samochodem. Jeden z
wakacyjnych weekendów spędziłem z młodszą córcią w Toruniu. Nie - uprzedzę pytania - nie składałem wizyty w żadnej toruńskiej rozgłośni. Pojechaliśmy
pooddychać Wisłą, chrupnąć pierniczka, nacieszyć oko cudowną toruńską starówką i zdobyć nieco astronomiczno-historycznej wiedzy. To wszystko się
udało, a aura obdarzyła nas dodatkową atrakcją w postaci niesamowitej burzy. Po jednej stronie Wisły ciemne chmury i ulewa nie z tej ziemi, a po
drugiej pełne słońce. Takie zjawisko przeżyłem drugi raz w życiu. Ten pierwszy raz był na Babiej Górze, też zresztą w towarzystwie Tosi. Oj, było
trochę strachu, zwłaszcza w górach. Kiedy zdarza nam się coś nieoczekiwanego, pięknego, ale też zarazem niebezpiecznego jest okazja, by się uczyć:
pokonywać strach, dbać wzajemnie o siebie, precyzyjnie i konkretnie myśleć, co można w takiej sytuacji zrobić.
Zrobiło się ciepło.
Ludziska powyciągali rowery (ja swojego nie chowałem), rolki, deski. Biegają, spacerują. Super! Kolejna wiosna w moim życiu. Pamiętając, że jest
również przedsionkiem wakacji chcę się nią cieszyć. Ile ich jeszcze zostało..?
| |