2009-03-29 21:34:10 NIEDZIELA BĘDZIE DLA NAS! Za długo dzisiaj jeździłem. Nie zdążyłem odpocząć przed wyruszeniem do kościoła i efekty były łatwe do przewidzenia. Galopada myśli ze średnią szosową
33 km/h, całkowity brak koncentracji, w dodatku występowała młodzieżowa schola. Szczęśliwie się złożyło, że zdziesiątkowała ich grypa, tak więc
"emitowali" znacznie ciszej i czyściej niż zwykle. Słyszałem tam wprawdzie jakiś marny pojedynczy głosik, niestety nie mogłem ustalić do kogo należał.
Brzmiał dziewczęco, co oczywiście niczego nie przesądza w obecnych czasach. Pozostaję w nadziei, że jednak grypa okaże się bardziej czujna ode mnie i
jeszcze przed świętami wytnie tę czarną owcę z chóru, tak żeby Pan Jezus nie musiał zmartwychwstawać pośród bezładnego kwiku. Im dalej w mszę, tym
wcale nie było lepiej. Przyciągnęła mnie gablota z plakatem biura pielgrzymkowego. We łbie zagościł Szatan, podsuwając projekt gry komputerowej
"Wirtualna Pielgrzymka". Po drodze pielgrzym napotykał przeróżne przeszkody, utrudnienia, niemiłosierne pokusy w postaci sióstr i tanich papierosów od
Ukraińców. W lasach czyhały groźne watahy psów mogących nawet zabić. Ale spokojnie, bo wyposażyłem naszego pielgrzyma w trzy życia, metalową pałkę i
zestaw świeckich zaklęć. Wiedziony na pokuszenie, przed Credo, w momencie kiedy już ksiądz skończył kazanie a tłumaczył się zawile dlaczego powiedział
to co powiedział - ogarnęła mnie wizja nagrody w postaci wirtualnego cudu; mogła to być dodatkowa noga, miejsce na trumnę w krypcie na Wawelu, Windows
Vista sprawnie działający, wyhodowanie kokosów na rondzie Waszyngtona, wymiana scholi na tancerki, nawrócenie się stałe i nieodwracalne, itp. Wstyd mi
się do tego przyznawać, niemniej proszę potraktować mój przypadek jako ostrzeżenie przed miksowaniem regeneracji po wysiłku z regeneracją duchową. To
nie może się udać! A jeszcze jak mi na koniec Mszy te zdekompletowane acz sympatyczne dziewczątka wyśpiewały: "Nic - nie musisz mówić nic - odpocznij
we mnie - czuj się bezpiecznie", wówczas nastąpił moment kulminacyjny i zdekoncentrowałem się już na całego. Kiedy jednak, do tej w kółko, transowo
powtarzanej frazy, dołączył nieco barani głos pana organisty, poczułem się jeszcze bardziej nieswojo. Chór też zdaję się poczuł, bo już po dwóch coraz
niewyraźniejszych razach zmilczał definitywnie, tonąc w zakłopotanej ciszy wytworzonej przez pozostałych współwyznawców. Nerwowo poszukiwałem bilonu w
kieszeniach, brzęczałem kluczami. Szatan powoli odstępował, ale robił to opieszale i jak zwykle za późno. Do Świąt jednak się wzmocnię i nie pójdzie
już mu tak łatwo. Chyba, że znowu będzie próbował posiłkować się scholą. Ale czy Szatan jest mocniejszy od grypy? Wątpię! Sursum corda!
| |