2009-03-28 20:11:42 GRUBY Zakończyłem oglądanie pojedynku piłkarskiego pomiędzy Irlandią a Polską, przed czasem. Przesądził o tym niezwykły gol przepuszczony przez Artura
Boruca. Zawsze kibicuję do końca, ale coś mnie brzuch rozbolał. Słucham właśnie Merkurego w internecie. Trwa lista przebojów. Brat Sławomir doradza
słusznie trenerowi Leo, w międzyczasie zapowiadając kolejne pieśni w większości zagranicznych i czarnych szansonistów. Na jutro rano mam ambitny plan
pojeździć ze cztery godziny. Jeśli utrzyma się taka pogoda jak dzisiaj, będzie cudownie. Ptaszki głośno będą świergotać, słoneczko wygrzeje plecy i
nerki. Pojadę w nasze górki. Tam zawsze świetnie się czuję. Kiedyś zgubiłem tam licznik rowerowy, z pięć lat temu, i odruchowo szukam go nadal. Ale to
nie ma nic wspólnego z dobrym samopoczuciem. Natomiast schudłem nieco, a to już znacząco owo samopoczucie polepsza. Kiedyś nosiłem pseudonim "Gruby".
Nie pamiętam z jakiego powodu. Ważyłem wtedy może z dwadzieścia kilo i miałem jakieś cztery lata. Kradłem w przedszkolu kotlety i uchodziło mi to na
sucho. Teraz niczego już nie kradnę. Może dlatego schudłem? Za miesiąc mam wyścig więc niższa waga mi się przyda. Zajadę po drodze do Poznania, by
odwiedzić tych, których zaniedbałem ostatnio. Znowu będę zamulony jak poprzednim razem, za to chudszy. Nie wiem co to niby może zmienić, ale zawsze
warto być chudszym niż grubszym. Ma się wtedy lżejsze spodnie, marynarkę i łatwiej przejść przez płot. Przy ewentualnym upadku powoduje się też
znacznie mniejszy łoskot i zachodzi większe prawdopodobieństwo, że nie nazwą nas "grubą świnią", gdy przypadkowo wpadniemy w autobusie w objęcia
jakiejś przerażonej panienki. Idę zaraz do sklepu kupić sobie coś do picia i dzieciom po niespodziance. Przynieść coś komuś? Nie? No to na razie!
| |