2009-03-26 13:37:18 COŚ CHCIAŁEM, ALE... Jak się okazało zbyt pochopnie postanowiliśmy z rodzinką zanieść sanki i narty do piwnicy, gdzie kazaliśmy im - obok nieużywanych opon zimowych -
oczekiwać następnej zimy. Pagórki gęsto przysypane, samochody utyły pod śniegiem o pół rozmiaru, przed ostrymi knajpami ostro posypano solą, ulice
pełne brei i kryzysowych przechodniów, którym marcowa klasyka w ogóle nie pasuje. Szczęśliwy nie jestem, ale dziś ten śnieg rozbłysnął w słoneczku i
nie mogę powiedzieć nic innego ponad: "kurczę, no pięknie jest!". Sąsiad właśnie zaczął wiercić w ścianie. Robi to w taki sposób jakby chciał
odreagować swoje pogodowe frustracje. Słyszę tę biedną wiertarkę jak wyje pod naporem wielkich łapsk spoconego kloca, jak zmuszona wgryzać się w beton
popiskuje i dławi się pyłem. A on pewnie nic nie słyszy. Może syn dostał pałę z matmy, może małżonka nie kupiła gazety z programem, może w jego pracy
straszą redukcją, a on ma tę redukcję przeprowadzić, torując drogę do zredukowania w następnej kolejności jego samego. W każdym razie powietrze w
bloku drga nienawiścią. Pora obiadowa, a tu metalowa łyżka z zupą przenosi ci wibracje na szczękę. Nic się nie da zrobić! Przerywam pisanie. Może
wrócę tu wieczorem. Chyba, że do wieczora sąsiad nie skończy. Co jest możliwe! Rany, może on oszalał i dzierga sobie dziurkę na haczyk? Do tego
haczyka pasek od spodni... Nie, no wychodzę i koniec!
| |