2009-03-19 19:31:46 ŚNIEŻNA ETIUDA Trzeci dzień śnieżyc. Wieje na potęgę. Wczoraj próbowałem biegać, ale z trudem trafiałem w chodnik. Podmuchy zrzucały mi trampki z wyznaczonej
marszruty. Płatki śniegu sklejały się w locie i dosięgały ziemi pod postacią małych poduszeczek. Zupełnie bawełniany krajobraz! Wystarczał jeden
jedyny płatek by zakleić całe oko. Truchtałem zygzakami mając na nosie okulary. Posiadam standardową wersję bez wycieraczek, więc straciłem widoczność
momentalnie. Przecieranie rękawicą tylko pogarszało sprawę. Zdjąłem w takim razie te zdawałoby się nieprzydatne szybki, ale jeszcze szybciej włożyłem
je z powrotem. Te półkilogramowe płaty śniegu po prostu biły po oczach. Wybrałem zatem los niewidomego sportsmena jako lżejszy do zniesienia od losu
biegacza z podbitymi oczami. Dzisiaj śnieżek również raczył popadać, przynajmniej jednak wichury wyraźnie spuściły z tonu. Zatem wybór padł na rower.
Sam się czasami zastanawiam skąd przychodzi mi do głowy ochota na tłuczenie się po dziurawych drogach, i to w taką pogodę? W domu jestem kochany, a i
ja nie mogę bez tego składu osobowego wytrzymać zbyt długo. W przypadku gdybym stosował wobec siebie jeszcze jakąś dodatkową porcję tortur, jakiś
biczyk, pejczyk, marchewę, rzucanie dynią w samego siebie - wtedy znałbym odpowiedź. Ale po stokroć tak nie jest! Może nie ma co wnikać. Po co znać
odpowiedzi na każde pytanie? Potem je przerabiać, modyfikować w miarę potrzeb i z upływem czasu. Tłumaczyć innym, że wprawdzie tak, owszem, ale zaszły
nowe okoliczności, wiecie jak jest, czasy się zmieniają... Dlatego unikam pewnych rzeczy. Innych próbuję unikać - ze zmiennym szczęściem. Są takie,
których nie sposób uniknąć i walimy w nie głową jak taranem. Ale to nie są odpowiedzi - to pytania właśnie...
| |