2008-12-11 20:09:42 ŚLADY ŚWIĘTOKRZYSKIE We wtorek ruszyłem w Góry Świętokrzyskie; w bagażniku rower, w plecaku kanapeczki, dużo picia typu "alcohol free", aparat oraz buty na zmianę, żeby
wygodnie móc prowadzić auto, a potem zgrabnie przemieszczać się po świętokrzyskich gołoborzach usianych gęsto ogromnymi i kanciastymi jak telewizory
kamieniami. Kanapki razem z butami od początku trochę mi się gryzły estetycznie, mimo zastosowania wielu warstw izolujących. Przełknąłem jednak tę
drobną niewłaściwość z braku innych technicznych możliwości. Przecież lepiej chyba trzymać buty w plecaku niż w zębach, prawda? Mogłem wprawdzie zjeść
np. kanapki zanim je ukryłem w plecaku, ale czynem tym mógłbym podważyć nieco sens ich sporządzenia, niechybnie czyniąc się przy okazji rasowym
durniem.
Już wychodząc z domu zechciałem skrócić sobie drogę do parkingu przechodząc przez wąski pasek trawnika. Kara była natychmiastowa i
przybrała postać ubabrania podeszwy buta lewego firmy Aspent wieńczącego moją skromnych rozmiarów stopę, kalając dodatkowo w ilościach śladowych oponę
przednią mego krosowca. Nastąpiłem mianowicie na odchód psa, wyraźnie indoktrynowanego przez swych państwa i TV reklamą Chappi. Wstrząs! Nijak wsiąść
do samochodu, cichy jęk rozpaczy, bezradność jak przy kolejnym porodzie współmałżonki. "Dlaczego ja?!" kłębiło się w głowie. Pobieżne i nerwowe
działania odniosły ledwie mierzalny skutek. Ale nie od dziś wiem, że kolarstwo jest nierozerwalnie, niestety, połączone z psim podstępem, psią
agresją, psimi sztuczkami by cichcem podskoczyć znienacka, by pochwycić człeka, byle jak, byle gdzie, za byle co. One nas zębami, to my je
kopniaczkiem; one nas kupką, to my je kartofelkiem lub patisonem, trrach! I tę niedogodność zostałem również zmuszony przełknąć. Wsiadłem więc,
pojechałem, złożyłem rower u stóp gór, wykręciłem nim 94 kilometry, ujechałem się na jakieś 127 procent, zaznałem uroku romańskich budowli w Wąchocku,
doświadczyłem mrozu i śniegu na szczycie Łysicy (612npm.) targając na plecach po jej zboczach swój bicykl, ponieważ jazda na rowerze jest zabroniona
na terenie przynależącym do Świętokrzyskiego Parku Narodowego. Piękna, niezapomniana i ekscytująca wycieczka - szczególnie kiedy uciekałem ze szczytu
gnany zapadającą mroźną ciemnością nocy; kiedy bez świateł gnałem po nierównym poboczu wzdłuż drogi na Ostrowiec i kierowcy trąbili na mnie, a ja
dostrzegłem cień bobra; kiedy obok urzędu skarbowego w Starachowicach pogonił mnie duży burek; kiedy na koniec przymarzła mi uszczelka w drzwiach
samochodu pozostawionego nad zalewem w Krynkach, i szlag ostateczny już nadchodził by mnie trafić; kiedy z niejasnych przyczyn zawiesił mi się telefon
i nie mogłem objaśnić swojego trzygodzinnego spóźnienia małżonce i dziatwie swej; kiedy utknąłem w korku przed samymi Puławami, bo jakiś pan nie
wyhamował na nawierzchni suchej, wjechał w drugiego pana, bo pewnie obaj mięli opony zimowe zamiast - jak ja! - letnich. Kiedy wreszcie dotarłem do
domu również i w nim panowała atmosfera raczej letnia... Kolacja już była, w telewizorze kłamał OBOP, z buta Aspent wciąż zalatywało, a padające
pytanie "która jest godzina i co to tak śmierdzi?" wcale nie było pytaniem. Wszystko przez te psy! To piąta kolumna w naszych domach! Podstęp i
perfidia wyssane z kości i wraz z mlekiem suczki! Teraz zepsuły mi wyjazd i powrót. No dobrze, kundelki - pora na mój ruch! Co powiecie na czarcią
zapadkę w miejscu, gdzie podłożyłyście mi minę pod Aspenta i rower? Żarty się skończyły, panowie!
| |