OCENA: 4.77 ECHO AZJI  
  Kategorie:  ECHO AZJI |

2008-11-20 16:16:44
MIŁOŚĆ W CZASACH KRYZYSOWYCH

Obiecałem sobie, w swojej komentatorskiej loży, nie poruszać już nigdy więcej tematu piłki. Jako, że jednak najmniej słownym bywam wobec samego siebie właśnie, tak i bez większego zażenowania ulegnę tymczasem pokusie wyartykułowania swej umiarkowanej radości (po wczorajszym zwycięstwie nad Irlandią, w stosunku trzy do dwóch), w postaci króciutkiego: hura! Mam jednocześnie nadzieję, że lato w polskiej piłeczce potrwa nieco dłużej, niż Lato na stanowisku jej szefa. Bo o ile "Słoneczko" strzelał niegdyś, ważne dla mas robotniczo-chłopskich, bramki, o tyle huknął nam tym razem parszywego samobója. Wolałbym już, tym razem, zobaczyć na jego stanowisku kobietę. I najlepiej, żeby kompletnie nie znała się na piłce (co chyba jet możliwe?). Ja mam taką małą perwersyjkę, i lubię być czasami oszukiwany przez kobiety; zniósłbym nawet najbardziej nieprawdopodobny kit, byle wstawiony z wdziękiem i z gracją, z uśmiechem i głębokim westchnieniem, najlepiej poparty jeszcze "małą czarną", za ciasną o - powiedzmy - dwa rozmiary. Oczywiście, że nie każda z pań się nadaje! Aż taki naiwny, to nie jestem (choć bywam, niestety!). Nie nadaje się, np. pewna pani dziennikarka, która pyta w wywiadzie przeprowadzanym z siedemdziesięcioletnim kardiochirurgiem: "jak pan opanowuje drżenie rąk przed tak poważnymi zabiegami?". Chyba by się nie sprawdziła. Wśród rodzimych tzw. "gwiazd" i "artystek", również nie widzę tłumu poważnych kandydatek. I to do tego stopnia, że ich niejednokrotnie niezaprzeczalne "walory" wcale mnie nie przekonują, wobec bezmiaru ich intelektualnej komy. Zastanawiałem się też nad kandydaturą pani prof. Jadwigi Staniszkis (nie kłamie wprawdzie, ale czasami zdarza jej się zgrabnie nieco pogubić w swych wyjątkowych diagnozach), lecz, po pierwsze - musiałaby się najpierw zgodzić; po drugie - jakieś trzydzieści lat temu. Jest tego typu kobietą, w jakiej z łatwością bym się w tamtych latach zakochał. Problem w tym, że wówczas cała sfera mojej erotyki ograniczała się do ledwie - mniej, lub bardziej świadomego - napełniania białego nocniczka. Nie byłbym więc dla niej zbytnio atrakcyjnym partnerem, i - co za tym idzie - sam mógłbym przy niej odczuwać przez to pewien dyskomfort. Z drugiej strony rzecz ujmując, pani Profesor wciąż pozostaje osobą samotną - co może sugerować, że te trzydzieści lat temu mogłem jednak wobec niej żywić jakieś uzasadnione nadzieje. Tyle, że - jak wspomniałem - w łóżku potrafiłem przytulić, co najwyżej, włochatego misia, ewentualnie blaszany model radzieckiej straży pożarnej, lub rakiety nuklearnej SS-20. O kobietach miałem pojęcie mniej więcej takie, że dają papu, sadzą kwiatki, i czasem chowają się w łazience, z tatusiem. Na głębokie wody porwała mnie dopiero moja pierwsza żona. Tzn. pierwsza i jednocześnie ostatnia! - co spieszę niezwłocznie wyjaśnić:), bo prędzej bym skłamał przy wypełnianiu druku PIT-0, niżbym miał nie dochować przysięgi małżeńskiej. Nieoczekiwane przepoczwarzenie mnie niegdyś z punkowca, w poczytalnego idiotę, należy bezwzględnie uznać jej za plus. I w tej właśnie chwili dochodzę do wniosku, że skoro powiodła jej się tego rodzaju reforma, dokonana bez szkód, na żywym (moim) organizmie, poradziłaby sobie z pewnością w oczyszczeniu atmosfery wokół PZPN. Z jej reformatorską żyłką, gra mogłaby być warta świeczki! Ona znakomicie zarządza, np. finansami (nawet nie do końca swoimi :)), wie, że na boisku, po odcięciu nogi przeciwnikowi, sędzia ma prawo pokazać zawodnikowi kartkę (ale nie musi!). Z radością wzbogaciłaby monotonię zielonej, krótko strzyżonej murawy, kopiąc kilka grządek bratków, i budując skalniaczek, z fontanną na środku boiska. Bramkarzy wyposażyłaby w krzesełka i kącik czytelniczy, by podczas - nieuchronnych, niestety, w przyszłości! - meczów z, np. reprezentacjami homoseksualistów, policjantów, pingwinów, Krystyn i Marii, Henryków, Jacków, ministrów, golasów, stoczniowców z Laosu, czy też wcześniej anglikańskich biskupek - nie musieli się nudzić przebiegiem spotkania. Publiczność otrzymałaby prawo przyznawania swoim drużynom punktów za dobre wrażenie na boisku, oraz możliwość wymiany sędziego w dowolnej chwili. Na chuliganów, po prostu, by nakrzyczała - i już! A na pytania o sens tak sformułowanych reform, strzeliłaby sobie nagłego focha. Poza tym, co najważniejsze, ona jest piękna; niech mnie szlag natychmiast trafi, jeśli łżę w tym momencie! Szkopuł w jej przypadku polega jednak na tym, że prezesura domowa zupełnie jej wystarcza; nie marzy o kolacji z Bońkiem, czy Platinim; nie chce zarabiać dwustu tysięcy złotych rocznie; nie lubi wdzięczyć się do obiektywów; robi wspaniałe kopytka, nie pije (to chyba jedyna jej wada!), kocha mnie i nasze dzieci. Po raz więc któryś zapytam: czegóż chcieć więcej?! Do diabła z tą piłką i badziewiastym kryzysem!

  Komentarze (0)   |   Oceń (4.77)   |   Skomentuj  


Komentarze czytelników:


autor: ECHO AZJI

o mnie
kontakt
prawa autorskie

<<   Maj 2024   >>
pnwtsrczptsoni
1 2 3 4 5
6 7 8 9 10 11 12
13 14 15 16 17 18 19
20 21 22 23 24 25 26
27 28 29 30 31
ECHO AZJI

najnowsze wpisy

    POSTNIE
    ZMĘCZENIE
    WIZYTA KSIĘDZA
    IDĘ GDZIEŚ...
    SPOSÓB NA MRÓZ
    TRZY STRZELIŁEM!
    SALUT!
    EGZAMIN KOMISYJNY
    POKONAĆ TRUDY
    ŚW. MIKOŁAJ