2008-11-19 10:12:07 A gdyby ryby zakuć w dyby? Wczoraj późnym wieczorem idę na dworzec. Idę, idę, idę i im tak dłużej idę, tym idę szybciej, bo mi zimno. Strrrrasznie zimno. Bu-ba. Boże jak zimno,
jak bardzo zimno. Zimno mi w tej zeszłorocznej kurtce. Ale jak to tak? Przecież dopiero początek chłodów, a mi jest tak zimno? Coś nie tak. Przecież
przetrwałam w tej katanie większe chłody…No tak. To czemu w takim razie teraz mi tak zimno? Why, why, oł why? Tak, a ‘propos, bo wracamy z
angielskiego;-)))) ja i u chu cha nasza zima zła… zima… zima… zimnica…Brrrrrrr. Dzwonią dzwonki sań. Dzyń, dzyń,
dzyń.
Doszłam na dworzec w rekordowym tempie, ale nie gratulujcie mi, bo … w pociągu okazało się, że gnałam przez miasto w kurtce
zapiętej tylko na dwa górne guziki, tak, no super, wiem. Tak, BYŁAM TRZEŹWA. A to nie koniec, bo słuchajcie, po drodze, gdy tak leciałam skulona na
peron - zgubiłam zegarek. I jakaś miła pani do mnie krzyczy, że halo, halo… pani zegarek! A ja, że co?, zegarek?, zaraz pani powiem, która
godzina…zaraz. O! mój boże, gdzie mój zegarek?! Aha, mój zegarek…dziękuję pani bardzo…
A dziś w drodze do pracy wiatr
zdmuchnąłby z mego karku głowę.
Ale nic nie szkodzi,
bo,
jak widać w świetle powyższej opowieści,
nie byłoby to dla mnie zbyt
wielką stratą.
Oj.
Nic do mnie dziś nie mówcie,
bo dam Wam wciry
za moją głupotę, tak?
Wiecie co to są wciry?
Wiecie,
czy nie wiecie?
E tam… nic nie mówcie…
I tak nie chce mi się zgadywać, tłumaczyć, ani demonstrować
cześć
PS.
Chyba po tym wszystkim nie szukacie jeszcze sensu w tytule?
Oj…to koniecznie musimy sobie podać ręce;-)))))
|  |