2008-10-20 18:58:14 ECHA RAJDOWE Wasze wpisy świadczą, że ostatni "Merkurowy" rajd rowerowy należy uznać za udany. Z wpisu Brata wnioskuję, że mógł prowadzić przez buraczane wertepy -
bo gdzie indziej w okolicy przydałaby mu się technika jazdy nabyta w górach? Jakby na potwierdzenie moich przypuszczeń koleżanka Dezaba napisała, że
pogubiła tropy gdzieś koło Mosiny. (Parę lat temu, mój znajomy po weselu, właśnie w burakach najpierw zgubił tropy, a zaraz potem buty). Nie było więc
łatwo, zwłaszcza, że podobno grasują tam potężne łosie, a GPS głupieje pokazując ruch jednokierunkowy. My z synkiem również uczestniczyliśmy w
niedzielę w rajdzie rowerowym, którego organizatorem był nasz miejscowy MOSiR. Znaleźliśmy cztery kanie, kilo jabłek, i... drogę na skróty do domu, bo
prędkość średnia wrzynała nam się w siedzenia i spowodowała zakwasy! Uciekliśmy po angielsku. Przystanki co pięćset metrów aby zrobić zdjęcie, zerwać
grzyba, strzelić z purchawki, kraść maliny, zjeść kanapkę, dać się użądlić ostatniej o tej porze roku osie w Polsce, spojrzeć na mapę do góry nogami,
nastraszyć płeć piękną dzikami chadzającymi tu w nocy, i jeszcze to, i jeszcze tamto... Krew w niespiesznym tempie mnie zalewała i z relacji synka
wiem, że zaczynałem wyglądać nie najlepiej. Tak więc gratuluję Wam wszystkim udziału w udanym Rajdzie z Merkurym. Nawet, jeśli Brat S. posłał Was
czasem w buraki, by zmylić tropy...
PS.
Kradzież malin w okolicach Puław. 19 października 2008.
| |