2008-10-20 10:40:09 Refleksja na bazie kryzysu finansowego... Już w lipcu wieszczyłem (wiedźmin jestem czy jaka inna cholera), że będzie krach finansowy i, ze, przynajmniej na początku, mojemu biznesowi wyjdzie
to na dobre...
Kryzys jest, sprzedaż ksiażek o pieniądzach stromo idzie w górę, bijąc jak na razie dotychczasowe rekordy...
Cóż, ludzie
wyrwani z równie błogiego co naiwnego snu "jest dobrze, będzie bardzo dobrze, albo jeszcze lepiej", boleśnie budzą się z wydatkami ponad stan, ratami
nie do spłacenia, malejącym kontem inwestycyjnym (jeśli takowe mają w aukcjach lub funduszach inwestycyjnych)...
I ze strachem w oczach próbują
dowiedzieć się czym tak naprawdę są ich pieniądze...
Kolej rzeczy?
Po latach tłustych muszą przyjść chude lub tylko trochę mniej tłuste?
Nie wiem. Zapewne tak, bo jak był powiedział Heraklit: "wszystko płynie", a jak byłem kiedyś powiedziałem ja:
"życie nie stoi w
miejscu, jest jak morze, czasem flauta, czasem ożywcza bryza, czasem sztorm łamiący maszty. Zawsze jednak ciągła zmiana"
I to jest piękne, że
może być sztorm, bo wówczas potrafimy docenić pierwszy pronie słońca, po dniach burzy...
A refleksja?
Przechodzę czasami koło
banków...
Marmury, "złote klamki", kraty, alarmy, strażnicy...
Super poważni ludzie w super poważnych garniturach zupełnie super poważnie
odgrywają "nabożeństwo mamony w świątyni pieniądza"...
A może to tylko "pic na wodę fotomontaż"...
Może te rytuały, marmury, złote klamki,
alarmy i strażnicy są po to, by właśnie bank mógł nas w spokoju okradać...
Od środka...
Może to tylko moja teoria
spiskowa...
Może...
Ale zbyt często spotykam ludzi którzy intensywnie upiększając swoje "zewnętrze" próbują równie intensywnie zamaskować tym
smród własnego zepsutego wnętrza?
A skoro ludzie tak robią to dlaczego nie instytucje?
| |