2008-10-10 12:15:45 BESKIDZKIE ECHO Dwa tygodnie nic tu nie napisałem! Trzeba nadrobić zaległości, tyle się przecież w świecie wydarzyło, że nie wypada nie zareagować. Reaguję więc na
ruch bezwizowy Litwa - USA, Rewolucję Październikową w Sejmie, spadek indeksów na giełdach, reaguję i reaguję, i ... dalej nie wiem o co chodzi! Z
tego wszystkiego kupiłem sobie buty. Po prostu nie wiedziałem jak inaczej zareagować; idę przez Galerię, patrzę, a tu stoją w promocji, pomyślałem
więc, że jakoś przecież trzeba zareagować na to wszystko co się wokół dzieje. A później się spakowałem i ze łzami w oczach (bo nie lubię zostawiać
rodzinki) wyjechałem z Bratem w góry. Tam oddawaliśmy się leśnym harcom, klucząc po beskidzkich górskich ścieżkach w poszukiwaniu swobód obywatelskich
i bardziej metafizycznych form wolności człowieczej. Stawaliśmy zjednoczeni wobec bezkresnego piękna gór, czasem w euforii i uniesieniu,
przyglądaliśmy się górom widząc też siebie i sobie dziękując za najzwyklejsze drobiazgi. Wiele z tych doznań jest nie do opisania, nie ma takich słów,
które by nie profanowały uczuć, jakie rodzą się w szczęśliwym człowieku - bo też i te doznania rodzą się w ciszy a nie z pomocą słów. Teraz,
naładowany tą energią, wróciłem na niziny i z radością wspominam tydzień spędzony ze Sławciem w górach. Starczy mi prądu na długo; np. światowy kryzys
mnie nie przeraża i reaguję spokojnym zakupem linki do hamulca. A za to, że nie pisałem tak długo ukarałem się czekoladą nadziewaną truskawkami. Czy
jest po co wstawać rano nie zależy tylko od tego, czy mamy jakieś obowiązki; ważne, by odnaleźć w tym całym zgiełku odpowiednie proporcje, nie
marnować chwil, które mogą być tylko nasze. Nie w sensie, że innych odsuwamy na bok, ale wręcz przeciwnie: dajemy siebie wtedy, kiedy nie musimy.
Trudna to sztuczka i na stałe nie do opanowania. Bądźmy wdzięczni, kiedy puszczają nas w drzwiach - mogli nas przecież zdeptać; dziękujmy za przetartą
na skrzyżowaniu szybę - mogli ją stłuc; odpowiedzmy uśmiechem na uśmiech w autobusie - mogli przecież żądać od nas biletu. Wczoraj pewnemu panu
zajechałem rowerem drogę - mógł mnie zastrzelić, a tylko zbluzgał. Miałem mu nawet powiedzieć, że go kocham, ale "miłość" to trudne
słowo...
PS. Tą dróżką codziennie wyruszaliśmy w góry.
| |