2008-10-02 22:08:59 Dzień trzeci - czwartek, 02.10.2008 10:00 pobudka. Włosi gadają all over the house. Wody ciepłej brak PERMANENTNY.
Idziemy na śniadanie do Turków. Jemy pyszne rogaliki z
czekoladą i kanapkę z suszoną szynką z byka, pijemy kawusię i płacimy za tę przyjemność 19 EUR. Dość sporo, ale przy Las Ramblas.
Podróż do
Sagrada Familia zajmuje nam około 15 minut klimatyzowanym metrem. Wejście do świątyni kosztuje 9 EUR/os przy okazaniu Barcelona Card. Jest co oglądać,
ale bez szoku. Budynek jest piękny, ale zwiedzania mało. Z zewnątrz również pięknie widać a nic to nie kosztuje. Postanawiamy dać z buta do Parku
Güell, również autorstwa Gaudiego. Podróż nie jest łatwa :) Mapa nie ukazuje różnicy wysokości, która jest spora. Na szczęście po drodze trafiamy do
Cerveserii, prowadzonej przez miłych Azjatów na chłodzące piwko za 1,5 EUR/but. Posileni tym napojem ruszamy dalej.
Park Güell robi na nas
piorunujące wrażenie. Obiegamy z radością całe 15ha za darmo :) Przy trzech krzyżach banda hipisów pali trawkę bez skrępowania. Najpiękniejsza jest
jednak falująca ławka, wyłożona odłamkami kolorowych płytek ceramicznych, umieszczona na sali 100 kolumn (których faktycznie jest chyba 86) Wszędzie
dobiega muzyka flamenco i pochodzenia śródziemnomorskiego. Rewelacja.
Wracając z buta do domu trafiamy do Cerveserii prowadzonej przez NIE
MOWIACYCH PO NIJAKIEMU Barcelończyków. Za syty obiad z Karty dnia, dwoma piwami i kawą na głowę płacimy 9 EUR. Pychotka.
Postanawiamy
posiedzieć chwilkę po czym zmywamy się do linii metra, która miała nas zawieźć do Parku la Ciutadela. Trochę szwędamy się po uliczkach, w końcu
trafiamy do Ciutadeli, gdzie przemiła Chinka proponuje nam Hasz. Oczywiście nie mamy ochoty na Hasz, tylko na piwko :) Udajemy się wiec w wąskie
uliczki Barcy. Wpadamy do Hinduskiej restauracji, początkowo pustej, ale z czasem coraz bardziej tłocznej, gdzie płacimy za piwo 5 EUR. Wypijamy po 3
sztuki i mamy bardzo dobre humory :) Dzień kończy nam tułaczka po ulicach Barcy. Obserwacja życia nocnego tubylców :) Jest bardzo klimatycznie.
Idziemy do domu. Pijani Włosi dojadają resztki Peruwianki, popijając jej krwią. W stanie upojenia rozwiązują im się języki (jeszcze
bardziej) i utrzymują, ze mówią jednak po angielsku. Warto zaznaczyć, ze nie rozumieją klasycznej odmiany angielskiego (na przykład słówka WHY, lub
HOW ARE YOU) ale jego odmianę śródziemnomorską (odpowiednio PERCHE, lub COMO ESTAS)
Postanawiamy dać im szansę NIE SKOMPROMITOWANIA SIĘ DO
KOŃCA i udajemy się na spoczynek :)
| |