2008-09-05 10:32:23 Kukuryku na patyku Wczoraj przytłumiony gwar i szum pociągowy nagle rozciął przerażający krzyk. Ciach. Wycie przechodzące w skowyt, na raz, zalało cały przedział.
Naprawdę. NIE, nie jestem przewrażliwiona. Apokaliptyczne zawodzenie trwało, tak na ucho biorąc, około 3 minut. A źródło dźwięku biło w środku wagonu
wprost z usteczek kilkuletniego blond chłopca.
Co się działo przez te kilka minut?
a. rodzice siedzący naprzeciw dziecka stanowczo
doń przemówili, że nie można krzyczeć w pociągu, bo tu są inni ludzie, którzy chcą spać, czytać lub słuchać ciszy gapiąc się przez okno.
b.
rozpętało się piekło, bo na peron przybył energiczny, bogato zaopatrzony w sikawki z wodą, zastęp towarzystwa ochrony zwierząt –gotowy bronić
skomlącego z bólu psa.
c. rodzice siedzący naprzeciw dziecka wyraźnie zachwyceni tak nagłym ujawnieniem się talentu wokalnego pociechy,
uśmiechali się doń pogodnie, w żaden sposób nie tamując nadprzyrodzonego hałasu.
d. BabaJaga - chwytając bez pardonu chłopca za kołnierz,
święcie wierząc, że to zaginiony kogut policyjny – z westchnieniem ulgi wręczyła go przechodzącemu akurat policjantowi.
e. Na peron
wpadła zaalarmowana grupa antyterrorystów. Wstrzymano wyjazd pociągu. Spisano wszystkich pasażerów. Dostałam wścieklizny.
Tylko jedna
odpowiedź jest dobra.
Tak
To właśnie TA.
No niestety.
NIE, nie przesadzam.
TAK było.
Co ja na to mogę, że rodzice tak
robią?
nic
i muszę
z tym
żyć
;-)
PS.: a tak na marginesie, to
LUUUUUDZIE
Bądźcie ludźmi i
nie
zamykajcie psów na balkonach.
Dziękuję za uwagę
Cześć.
|  |