2008-08-26 10:30:29 ZEMSTA NIETOPERZA Na naszym parapecie za oknem, przedwczoraj, w godzinach wieczornych usadowił się mały nietoperz. Nie znam się na tym gatunku zbyt dokładnie, ale z
wyglądu przypomina mysz; a że mieszkamy dosyć wysoko... nie, no umówmy się! - mysz wdrapała by się po ścianie? To musi być nietoperz! Przyglądałem mu
się nieco, ponieważ dzieci chciały, żebym rozstrzygnął zakład: "żyje, czy nie?". Przedwczoraj żył, ale niestety dzisiaj mam już pewne drobne
wątpliwości. Szturchnąłem go słomką, chuchnąłem - a on nic! Pierwszego dnia, po takim samym badaniu, zaczął strasznie na mnie krzyczeć, rozdziawiał
ogromną paszczę, szczerzył białe zębiska i wystraszył moje dziewczynki. Wprawdzie jest niewiele większy od winniczka, ale ja już trochę ślepy jestem,
więc i na mnie wywarł spore wrażenie. Także i dzisiaj spodziewałem się z jego strony podobnie agresywnej postawy. Nic podobnego! Może zatem popadł w
hibernację? Ale w sierpniu!? Rzeczywiście, pory roku coś ostatnio trochę się pochrzaniły. Ale aż taka pomyłka? Może on po prostu jest zwyczajnie
zmęczony? Przyznam, że kiedy i mi się czasem zdarzy poszaleć w nocy, ja również wegetuję w dzień. Dzieci chcą mnie z nim wysłać do weterynarza. Już
kiedyś tam byłem, z gawronem, który wpadł do rynny. Wpadł, albo go wepchnęli. Mniejsza z tym. Pan konował powiedział: - Panie, weź go pan tam gdzieś
jakoś, po cichu... To bez sensu jest... - Nie wiem co w tamtym przypadku było bez sensu. Wziąłem z powrotem tego nieszczęsnego gawrona i zostaliśmy
przyjaciółmi na prawie dwa lata. Miał sprawne tylko jedno skrzydło i jedno oko. Za to skakał wysoko jak piłka! Mieszkał pod stołem, przykryty jakimiś
płachtami, a pod nieobecność domowników zawsze sobie umiał znaleźć małą szparę, by się wydostać. Wówczas jego ulubionym zajęciem stawało się
wydziobywanie ziemi z doniczek. Z tego powodu przeżył kilka wyroków śmierci wydanych przez moją mamę (to było jej mieszkanie, więc i jej
jurysdykcja!). Padł jednak w końcu w sposób naturalny. Tęskniliśmy za nim wszyscy. A teraz mamy na parapecie (tym razem w mojej jurysdykcji) tego
wampirzego brzdąca. Nie je, nie porusza się. Zrobiłem mu osłonę przeciwsłoneczną. Miałem nawet zawiadomić jakąś bojówkę o prawa zwierząt, ale bałem
się, że przy okazji wyjdzie na jaw, że nie zmieniam codziennie wody naszym żółwiom. Jak powiedziałem wcześniej, nie znam się na nietoperzach. Nie mam
najbledszego pojęcia, co z nim zrobić. Nie jest ani spożywczy, ani hodowlany, na bibelocik się nie nadaje, dzieci lekko się przy nim trwożą... Na
koniec wakacji taki zgryz! Puściłem mu przez okno Boba Marley'a "Get up, stand up - stand up, for your right!" - nawet nie drgnął! Teraz to już chyba
tylko trash-metal lub Doda. Ale z kolei czy ja to wytrzymam? Że też, kurczę, nie miał gdzie wylądować, mniejszościowiec jeden!
| |