2008-08-22 17:05:37 DYLEMATY OJCA NA DRZEWIE Wczoraj moje córeczki poprosiły... nie, nie - to przecież kobiety! - one "wymusiły" na mnie (tak pokrętnie, żebym oczywiście myślał, że to ja
poprosiłem) wspólną przejażdżkę. Niby nic nadzwyczajnego, ale zapragnęły - ni mniej, ni więcej - treningu. Takiego prawdziwego; jak tatuś! Musiałem
się więc przebrać w kolarskie łaszki i wyjść z nimi na plac. Tam, w stroju wyścigowym, przez czterdzieści minut paliłem głupa, jeżdżąc na rowerze za
moją "najmłodszą", wokół piaskownicy, śledząc powolne ruchy jej trójśladowego pojazdu. Druga córeczka po którymś tam z kolei okrążeniu odmówiła jazdy
za mną, utyskując na moje techniczne braki. Rzeczywiście, trzepało mną na boki; ale to ze względu na tempo, bardziej zbliżone raczej do "stójki" niż
do jazdy! Matki innych bawiących się w piachu dzieci - przyglądające się temu objazdowemu cyrkowi - choć raz miały powód, by o nic nie obwiniać swoich
"zabarowanych" o tej porze mężów. Moje notowania na placu - dotąd i tak nie najwyższe, bo włażę czasem z dziećmi na drabinki i drzewa - osiągnęły
chyba wskaźnik "minimum". W sumie nie za bardzo zależy mi na opinii tych pań, niemniej nie chciałbym jakoś pośrednio zaszkodzić swoim dzieciom. One
wprawdzie wyglądają na szczęśliwe, ale przecież - jak to dzieci! - mogą się mylić w swoich odczuciach. Przy ojcu, który wybrane problemy pedagogiczne
rozwiązuje na bieżąco, przemawiając bezpośrednio z drzewa lub z krzaków za huśtawką - mogły się, wraz z nim, nieco skrzywić. Jakoś dotąd nie zwracałem
specjalnej uwagi, że nikt oprócz mnie nie bawi się z dziećmi w krzakach. Ale matki nie bawią się w ogóle. Stoją, albo siedzą, wydają polecenia,
zakazy, drobne uwagi (czasem tylko słuszne), opowiadają o przetworach, kłamią o sukienkach w które się nie mieszczą (że niby materiał się skurczył!),
mówią o wizytach u przeróżnych profesji fachowców, o komarach, promocjach, trochę o dzieciach, które - matko boska! - gdzieś się nagle przed
chwileczką zawieruszyły i trzeba natychmiast rozpocząć poszukiwania, wziąć łopatkę i sitko, przekopać całą piaskownicę, może jeszcze zapytać tego
czubka na drzewie, czy może czegoś nie widział... A on widział. Wszystko widzi! A dzieci w krzakach pozamieniały się czapkami i innymi elementami
garderoby. Zrobiły sobie bazę ze styropianu, oraz imitację kabiny toi-toi z dwulitrowej butelki po Coca-Coli i pobierają jakieś drobne opłaty.
Osiedlowe mamy, nie patrzcież tak na mnie, bo ja nie mam z tym nic wspólnego! Jest wolny rynek - również wychowawczy! Moje dzieci są ze mną. Na gałęzi
odpoczywają po treningu...
| |