2008-07-13 18:01:32 O PREDESTYNACJI I BRAKU SZCZĘŚCIA NA DREZYNIE Jeszcze tylko tydzień, i wraz z bratem Sławomirem pokłonimy się górom z wysokości naszych siodełek. Kryzys paliwowy skłonił nas do pewnych
teoretycznych rozważań na temat transportu, lecz nie zdołał jakoś znacząco naruszyć naszego entuzjazmu. Pośród alternatywnych środków lokomocji
najodpowiedniejszą wydała nam się kolejowa drezyna - ideowo nam najbliższa, a prędkością nie tak przecież znowu rażąco odbiegająca od osiągnięć
polskich pociągów na większości torowych szlaków (świadomie pomijam tu wolsztyńskie parowozy, jako że to jeszcze śpiewka przyszłości; ponoć to tajna
broń ministerstwa infrastruktury, które szykuje te parowozy na EURO 2012). Po dłuższym zastanowieniu doszliśmy w końcu do wniosku, że nijak nie
unikniemy samochodowej udręki. Ale, proszę Państwa, cóż to zresztą za udręka w porównaniu z doświadczeniem, jakie spotkało jednego z moich młodszych
kolegów z pracy. Opuściła go narzeczona! Mieszkali razem już prawie dwa lata. Pewnie albo za długo, albo za krótko. Kolega Marianek nawet w głębokim
kacu nigdy nie wyglądał tak fatalnie. Tę dziewczynę znam. Piękna. Trudno mi określić tak jednoznacznie co ona ma w głowie, jednakowoż jej walory
"plastyczno-użytkowe" (że się tak wyjątkowo zwulgaryzuję) przechodzą ramy pewnych norm i mogą niejednego zasmucić z powodu braku formalnych uprawnień
do ich intymnej obsługi. W pełni zatem rozumiem wyjątkową depresję Marianka, wspieram go, ale też muszę z nim poważnie porozmawiać, bo wyraźnie śmierć
z powodu przedawkowania dezodorantu definitywnie przestała mu zagrażać... Lubię rozważać kategorię wolności. Z tej właśnie strony spróbuję go podejść.
Opowiem mu w czym drezyna podobna jest do roweru, a co powoduje, że jednak się znacznie różnią. Oba pojazdy napędzają ludzkie mięśnie i siła woli.
Powiem mu, że rower jest mechanicznym obrazem ludzkiej wolnej woli ze wszystkimi jej konsekwencjami - panujemy więc nad ruchem w dowolnym kierunku,
sami decydując o zasięgu naszych działań. Nazwę rower "katolickim". Drezynę natomiast przedstawię mu w charakterze urządzenia narzucającego już tak
kierunek, jak i zasięg, porównując ją do protestanckiej wizji predestynacji. Aż dziw bierze, że wszystkie te naciągane wnioski łatwiej przejdą mi
przez gębę, niżbym miał mu powiedzieć wprost, że zwyczajnie brzydko pachnie. Rozmowę z nim zakończę więc tak: - Marianek, nie bądź drezyna! Porzuć
chłopcze wytarte szyny, dobądź roweru, i jedź! Szczęścia trzeba szukać, bo samo nie przyjedzie! A właśnie, a propos "jedzie"... Czy ty naprawdę nic
nie czujesz? - Nie, to raczej też nie jest delikatne. Kurczę, coś ostatnio jestem bez formy!
ps. Sławuś już dziś wyruszył na górski
rekonesans.
|  |